Z roku na rok coraz skuteczniej działa system monitoringu w polskich lasach. Liczba kradzieży spada, a tam, gdzie utrzymuje się na niezmienionym poziomie, wzrasta wykrywalność sprawców. Tak było w przypadku dwóch złodziei drewna w Nadleśnictwie Giżycko, których sprawa właśnie trafiła do sądu.
Gdy za oknem coraz chłodniej, wielu gospodarzom przypomina się, że w zimowych zapasach brakuje im jeszcze opału. Co wtedy robić? Najprościej udać się do najbliższego leśniczego i kupić sprzedawane po przystępnej cenie drewno opałowe. Nie wszyscy leśni klienci tak postępują – część woli wziąć sprawy swoje ręce i samemu zaopatrzyć się w drewno. Na nic zdają się wywieszone przy lesie tablice ostrzegawcze „teren monitorowany”. – No i co z tego, że tablice wiszą? Złapali już kogoś? Mnie na pewno nie złapią! – myśli zapewne niejeden amator darmowego opału.
– Proceder kradzieży drewna trwa cały rok – opowiada komendant. – Np. w sezonie letnim zatrzymujemy żeglarzy, którzy pływają po mazurskich jeziorach z piłami motorowymi. Dla młodzieży może to przygoda, spędzić noc na wyspie przy ognisku. niestety zapominają, że nasze wyspy są rezerwatami przyrody (np. wyspy na jeziorze Kisajno). A człowiek w rezerwacie przyrody jest tylko gościem.
Wiosną i jesienią złodzieje drewna wyszukują miejsca, w których leśnicy nie prowadzą gospodarki leśnej. Ofiarami najczęściej padają obszary nieobjęte gospodarowaniem (ONG) lub lasy o szczególnych walorach przyrodniczych (HCVF), które przez leśników i miłośników przyrody są traktowane jak świętość.
Zima też jest dobra dla złodziei – mogą sprawnie przewozić skradzione drewno z lasów wodochronnych nad brzegami jezior, nie drogami, lecz po lodzie. Jeśli w okolicy nie ma jeziora, to można dowozić drewno koleją, za pomocą własnej konstrukcji drezyny!
Autor: Sławomir Kowalczyk, zdjęcia: Straż Leśna Nadleśnictwa Giżycko
Źródło: Lasy Państwowe